[Narodziny Matki] Cz. 1 - Historia Ewy

by - lutego 17, 2019





Bardzo dziękuję Ci już na wstępie za chęć rozmowy. To dla mnie niezwykłe, że po jednym moim ogłoszeniu do rozmowy zgłosiło się tyle osób. Pokazuje mi to, jak bardzo kobiety mają w sobie chęć do tego, aby podzielić się swoimi historiami. Zadziwiło mnie jednak, że większość tych zgłoszeń uzyskałam od kobiet które przeszły długą drogę do macierzyństwa. Wiedziałam, że skala problemów z płodnością jest duża, ale nie spodziewałam się, że aż tak.


Czy gdy ta sytuacja dotyczyła Ciebie, czułaś wsparcie innych czy może byłaś w tym sama?

Byłam sama. Bardzo sama. Co więcej – nikt na ten temat nie chciał rozmawiać. Temat nie istniał.

Ani przyjaciółki, ani rodzina. Nawet lekarze omijali temat mówiąc po pierwszym poronieniu „Pani się dopiero zaczyna starać. Proszę się postarać dwa lata, jak wtedy się nie uda to zapraszam”. Nie ważne było, że ja przekroczyłam 35tke, że z medycznego punktu widzenia zajście w ciążę stawało się coraz trudniejsze. Gdy nie udało się przez te dwa lata znalazłam specjalistę, o którym pisano, że jest niemal cudotwórcą i pomógł już wielu kobietom. Prawie rok wizyt, badań, mnóstwo hormonów, seks według kalendarza. Po czym lekarz stwierdził, że zaczyna się u mnie menopauza, że parametry moje i męża są słabe i nie ma szans byśmy w naturalny sposób zostali rodzicami.  Zasugerował, że mamy kilka procent szans jeśli zdecydowalibyśmy się aby spróbować inseminacji lub in vitro.


Kilka procent szans jest lepsze niż ich brak, prawda? Jak poczułaś się z taką opcją?

Nie chciałam próbować. Te całe starania bardzo źle wpłynęły na nasze małżeństwo i moje zdrowie. Poza tym wciąż pozostawał lęk po poronieniu. Przy in vitro ryzyko poronienia jest większe, a nie chciałam znów doświadczyć straty. Nie byłam na to gotowa.  Poza tym czułam się zmęczona i fizycznie i psychicznie. Bałam się, że mój organizm nie udźwignie kolejnych miesięcy prób. Zakończyliśmy leczenie.


Od momentu kiedy zdecydowaliście o tym, że chcecie mieć dziecko do momentu kiedy pojawiła się córka minęło…

6 lat.


Długo.
Bardzo długo.  Zdecydowaliśmy się, że staramy się o dziecko w momencie, gdy zrozumieliśmy, że chcemy być już zawsze razem.  Po roku byłam w ciąży. Poroniłam 3 miesiące przed ślubem.
Pamiętam, jak organizowałam ten ślub niemal beż żadnej pomocy. Przynajmniej miałam głowę zajętą przygotowaniami. Może to sprawiło, że było mi odrobinę łatwiej, choć i tak przepłakałam wiele godzin.

Jakie emocje Ci towarzyszyły w dniu ślubu?
Czułam się szczęśliwa. Kochałam męża. Zostałam żoną i byłam mamą. Zostałam nią już wtedy, gdy pierwszy raz zaszłam w ciążę, mimo że poroniłam.  Paradoksalnie poronienie dawało nadzieję, lekarz twierdził, że skoro raz zaszłam w ciąże to uda się też po raz kolejny. Ta pierwsza ciąża zmieniła coś we mnie, w środku, i wiedziałam, że będę mieć dziecko. Nie ważne jak. Nie ważne kiedy.

Jednak po kolejnych długich staraniach dostaliście diagnozę, że naturalnie będzie to niemożliwe.
I wtedy byłam gotowa i zdecydowana na adopcję. Dla mnie nie było problemem, że ktoś inny urodzi moje dziecko. Mojemu mężowi podjęcie tej decyzji zajęło znacznie więcej czasu.

Rodzina, znajomi wiedzieli o poronieniu? O tym, że staracie się i macie problemy?
Tak. Wieściami o pierwszej ciąży podzieliłam się bardzo wcześnie bo byłam przeszczęśliwa. Jednak stratę i starania wszyscy przemilczeli. Nikt  o tym z nami nie rozmawiał.

Jak myślisz, dlaczego tak było? U mnie w rodzinie kobiety mają łatwość zachodzenia w ciążę. Czułam że ze mną jest coś nie tak..


Czasem jest tak, że ludzie ze strachu przed tym, że nie wiedzą jak zareagować wolą nie reagować w ogóle. Nie mówię, że to dobrze, jednak często stąd może wynikać ten brak dialogu.
Jak to na Ciebie wpłynęło?

Miałam depresje. Przepłakałam pierwszy okres czasu a potem poszłam na terapię. Trochę pomogło.  Warto było się wygadać komuś w momencie, kiedy nie miałam nikogo bliskiego z kim mogłam porozmawiać. Rodzina mieszka daleko więc i ja nie oczekiwałam od nich jakiegoś szczególnego wsparcia. Przyjaciółka nie ma dzieci z wyboru, więc choć bardzo chciałam mi pomóc, nie potrafiła zrozumieć mojego bólu.

A mąż?
U nas to bardziej monolog. Mój mąż jest bardzo skryty, małomówny. Introwertyk.
Było nam trudno dojść do porozumienia. Widziałam, że cierpi, że go to boli, ale nie mówił o tym i też nie wiedział, jak reagować kiedy ja mówiłam.
Po wyroku lekarza, że nie będziemy mieć już dzieci poszliśmy na terapię małżeńską. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać. Teraz już wiemy, że jeśli chcemy by było dobrze, to musimy mówić do siebie. Różnie nam to wychodzi, ale dialog pomaga w małżeństwie i w rodzicielstwie.

Masz takie wrażenie, że wszystko jest po coś, czy nie wierzysz w takie rzeczy?
Ten trudny czas i ciężkie przeżycia zaprowadziły Was do momentu, gdzie bardziej nauczyliście się siebie jako małżeństwo.  Zbliżyło Was to do siebie.
Tak, wierze w to. Powiem więcej: jeżeli udałoby nam się mieć dziecko za pierwszym razem, to nie bylibyśmy takimi fajnymi rodzicami i nie byłabym taką mamą jaką jestem teraz..
To znaczy?
Nabrałam ogromnej akceptacji tego, co los przynosi. Dystansu. Doceniłam to co dostałam od życia.

Powiedz mi w takim razie co poczułaś, gdy po tej długiej drodze zobaczyłaś na teście dwie kreski.
Strach. Poczułam strach przed radością.

A poza strachem było też zaskoczenie? W końcu lekarz powiedział, że nie macie szans.
Zrobiłam wtedy chyba 5 testów. Nie mogłam w to uwierzyć, choć gdzieś tam w tyle głowy miałam wciąż nadzieję. To nie jest tak, że po diagnozie totalnie odpuściłam. Robiłam mnóstwo rzeczy aby móc zajść w ciążę.  Przeszperałam cały internet w poszukiwaniu rozwiązania i wierzyłam, że medycyna nie zawsze ma rację.  Zmieniłam nam dietę i dobrałam suplementy. Zaczęłam nosić długie spódnice, bo pomagają gromadzić energię

Tak, też to słyszałam, że czerpie się ją od Matki Ziemi.
Takie może śmieszne i magiczne myślenie, ale przecież nie zaszkodzi, a może pomóc. Chodzić dużo boso po rosie. Zaczęłam żyć zdrowiej, bardziej higienicznie. Po latach pracoholizmu to była dla mnie ogromna odmiana. Umówiłam się też do ośrodka adopcyjnego na rozmowę. Robiłam milion drobnych rzeczy których teraz nie pamiętam . I może trochę głupio to zabrzmi przy tym wszystkim co właśnie powiedziałam, ale zaczęłam też planować życie bez dziecka.

Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz mu o swoich planach.
Dokładnie tak. Zdecydowałam się zapisać na studia z projektowania mody, na które od zawsze chciałam pójść. Każda z tych rzeczy i tych decyzji była jak mały klocek. Zaczęłam te klocki powolutku układać na ile mogłam i na ile się dało. Nie wiem co zadziałało, ale stało się to, co według specjalisty było już niemożliwe. Zaszłam w ciążę. Ogromna radość podszyta strachem.

Przez te lata kiedy czekałaś na ciąże byłaś aktywna zawodowo?
Po pierwszym poronieniu powiedziałam szefowej, że idę na chorobowe. W odpowiedzi usłyszałam coś takiego: „Histeryzujesz, przecież to normalna sprawa”. Poczułam się jakbym dostała w twarz. I to był moment od którego nie wróciłam już do tej pracy.  Zamknęłam się w sobie. Przez długi czas trudno mi było wychodzić do ludzi, na spacer. Nie mogłam patrzeć na małe dzieci w wózkach i kobiety w ciąży. Lekarz twierdził, że mam fobię społeczną. Na szczęście udało mi się dojść do siebie. Zrobiłam kurs krawiecki. Otworzyłam firmę, potem ją zamknęłam. Prowadziłam też ogólnokrajową kampanię wyborczą, a na koniec znalazłam spokojną pracę u projektantki biżuterii. Robiłam naprawdę piękne rzeczy. Można powiedzieć, że to była terapeutyczna praca. Ciężko było mi się z nią rozstać kiedy byłam w ciąży.

Po trudnej drodze doszłaś do celu.
Tak. Tego dnia, gdy się urodziła moja córka te wszystkie trudne przeżycia przestały mieć znaczenie.  Pierwsze przytulenie córki po porodzie było najwspanialszym momentem w moim życiu. Później zawieźli mnie do sali pooperacyjnej, na którą przywozili wszystkie kobiety z cięć cesarskich. Czekał tam na mnie mąż z córeczką.  Był tego dnia chyba jedynym tatą, który kangurował.

Byłaś dumna?
Niesamowicie!

Co zmieniło się w Tobie wraz z macierzyństwem?
Bardzo długo byłam singielką. Nie chciałam mieć dzieci, nie widziałam takiej potrzeby. Później poznałam mojego męża. Zakochałam się. Ten słynny „zegar biologiczy” zaczął bić trochę później. Gdy dowiedziałam się o pierwszej ciąży a potem ją straciłam to poczułam, że byłabym w stanie zrobić absolutnie wszystko, byle tylko mieć dziecko. Gdy to się stało, moje życie nabrało nowego sensu. Jeśli włożymy dużo trudu aby coś osiągnąć, bardziej to cenimy. Dla mnie córka jest cudem, bo przecież zdaniem lekarza ciąża była niemożliwa. Dostałam ją w prezencie i muszę się nią zająć najlepiej jak tylko potrafię.
Nabrałam też empatii i zrozumienia do ludzi. Zmieniła mi się hierarchia wartości. Wcześniej miałam potrzebę spełniania siebie, podejmowania coraz to nowych wyzwań. Byłam dziennikarzem, rozmawiałam z ludźmi z pierwszych stron gazet i portali plotkarskich. Byłam też szefem sztabu kandydata na Prezydenta Polski, a polityka była moim hobby. Teraz nie mam w sobie potrzeby, by robić coś spektakularnego . Najważniejsza jest moja rodzina. Pewnie kiedyś znów będę chciała „podbijać świat”, bo czuję pod skórą, że potrzebuję innych wyzwań. Może zrobię te studia z projektowania odzieży, które planowałam. Jednak na ten moment nie jest mi to potrzebne i nie będę się z tym spieszyć. Czy to nastąpi za rok, dwa, sześć? Nie wiem. Macierzyństwo jest ogromnym wyzwaniem, pasjonującym i wciągającym

I to jest cudowne. Ja zostałam mamą dość wcześnie jak na dzisiejsze standardy – miałam 23 lata. I nie zapomnę jak wiele osób pytało „Ale co z karierą, gdzie plany? Nie czujesz, że coś tracisz?”. Wiele osób dziwiło się, że świadomie w tym wieku podjęłam decyzje o rodzicielstwie i nie widzę w nim minusów dla samorozwoju. Ale ja czułam, że właśnie to jest to. Poczułam spełnienie i to, że ja nigdzie nie muszę się spieszyć.  

Wbrew temu, co się przyjęło bycie świadomą matką jest niezwykle ambitnym i wymagającym zajęciem. Wymaga wiele zachodu, wiedzy, bycia tu i teraz. Wymaga też bycia czasem specjalistą w wielu dziedzinach na raz. Wymaga też dużo „umiejętności miękkich”. Dystansu do siebie i swojego życia. Miłości i akceptacji. I staram się, na ile potrafię dać to wszystko mojej córce.  Potrzebuje się wybrudzić to się brudzi. Nie mam potrzeby mieć idealnie czystej kuchni, mam potrzebę aby mieć zadowolone dziecko. Potrzebuje popłakać? Przytulę, ale pozwalam na te emocje. Nie spinam się. Nie patrzę na tabelki rozwoju, nie porównuje. Przyjmuje to, co jest. Nie udaje przed sobą, przed dzieckiem i przed innymi. Daje sobie prawo do tego aby być zmęczona, nie robię sobie z tego powodu wyrzutów. Jest łatwiej jeśli człowiek odpuści sobie dążenie do ustalonych wzorców.

A podsumowując – jaką matką jesteś?
Jestem taką matką jaką chciałam być. Lubię siebie i lubię być mamą. Mam nadzieję, że już tak zostanie, bo jeszcze mnóstwo macierzyńskich wyzwań i egzaminów przede mną.




Powyższy wywiad  jest częścią projektu "Narodziny Matki" - rozmów o kobiecych emocjach podczas startu w macierzyństwo.
Pomysł projektu, rozmowy i zdjęcia: Aleksandra Wilk-Przybysz

Chcesz wesprzeć projekt i przyczynić się do wydania książki "Narodziny Matki" ? Więcej informacji tutaj:

#NarodzinyMatki #ProjektNarodzinyMatki
Chcesz wziąć udział w projekcie lub masz pytania, pisz: wilkprzybysz@gmail.com


You May Also Like

1 komentarze