[Narodziny Matki] Cz. 14 - Historia Agnieszki

by - maja 19, 2019

Czasem dzieci rodzą się nie z naszego ciała ale z naszego serca. Są gdzieś a my musimy je tylko odnaleźć. Agnieszka podzieliła się ze mną historią wyczekanej ciąży i dwóch adopcji.


Zanim na Świecie pojawiła się Wasza córka minęło 8 lat. Czy przez ten czas miałaś chwile zwątpienia? Chciałaś zaprzestać starań?

Nie. Myślę, że gdyby tak było to do dziś byli byśmy bezdzietni. O ile nadal bylibyśmy razem. Wiesz, to wszystko to jest takie wróżenie z fusów, co by było gdyby… Tego nigdy nie wiadomo. Czekaliśmy 8 lat aby Hania pojawiła się w naszym życiu. Zanim ona się poczęła już byliśmy umówieni w ośrodku adopcyjnym na wrzesień. Kurs miał trwać jak ciąża- dziewięć miesięcy. Na lato poprzedzające kurs mieliśmy zaplanowany wyjazd na wakacje. Wracając z nich zrobiłam test ciążowy, wyszedł pozytywny.
Jak zareagowałaś?
Nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście, że na to czekałam ale nie dowierzałam w to, że się udało.

Jak wspominasz poród?
Poród był cudowny. Gdyby nie to, że tak niezwykle ciężko jest mi zajść w ciąże to rodziłabym wiele dzieci. Co ciekawe – szczęśliwie przed porodem nie słyszałam historii porodowej mojej mamy ani mojej siostry. 
Nie były to dobre historie?
Były okropne. Nic by mi nie dały poza stresem. Nie poznałam ich wcześniej więc nie niosłam tego lęku ze sobą. Wszystko udało się pięknie. Mieliśmy ze sobą mini szampana, wypiliśmy go na koniec porodu we trójkę z położną. Celebrowaliśmy to wydarzenie.
Mimo tego, że po drugiej drodze udało Ci się zajść w ciążę i urodzić to nadal byłaś zdecydowana na adopcje?
Tak, zdecydowanie. Zgłosiliśmy się z powrotem do ośrodka niemal od razu po narodzinach Hani. Wiedzieliśmy, że ten proces trwa. I trwał niemal dwa lata bo przed rozpoczęciem kursu kazano nam czekać rok.
Czekać na co?

Chcieli, co było bardzo słuszne, abyśmy poświęcili ten rok córce i zbudowali z nią silną relację. Rozumiem tę decyzję i zgadzam się z nią. Jednocześnie jednak żałowałam, że przez to nie doczekałam karmienia piersią drugi raz. Po Hani dość długo miałam pokarm, nie udało się go jednak utrzymać do czasu adopcji syna. Dopiero później, po fakcie, dowiedziałam się że są metody na to aby wywołać tę laktacje.Aczkolwiek karmienie sztuczne ma tę zaletę, że ojciec może się w nie włączyć. Dla ojca każde dziecko jest w pewnym sensie adoptowane i potrzeba jest metody aby te więź nawiązać. Kobieta  gdy naturalnie przechodzi 9 miesięcy ciąży buduje więź z dzieckiem już na tym etapie. Może budować ją też właśnie karmiąc piersią. A tu? Każdy ojciec ma prawo być tym karmiącym, doświadczyć tej bliskości.



Pięknie w budowaniu więzi czy z biologicznym czy adopcyjnym dzieckiem pomaga też chustonoszenie.

My niestety odkryliśmy chustę dość późno, ale jestem przekonana, że gdybyśmy używali jej wcześniej to ona pomogłaby Jankowi. On jest z ciąży nierozpoznanej.
Nierozpoznanej to znaczy…?
Kobieta twierdziła, że nie zdaje sobie sprawy, że jest z ciąży. Pewnie wiedziała, ale prawdopodobnie ją wypierała. Jak masz dziecko które nie jest uznane ono bardzo długo dochodzi do siebie. Pamiętam, że w czasie kursu adopcyjnego dziecko z ciąży nieobecnej, wypartej, było uznane za najtrudniejsze dziecko adopcyjne. I nam się takie dziecko trafiło. Próbujesz budować więź ale to się nie udaje przez długi czas. Nie zapomnę jak Janek po raz pierwszy świadomie się do mnie przytulił, miał prawie dwa lata. Siedziałam przy stole a on siedząc po mojej lewej stronie po prostu położył głowę na mojej ręce.
Pięknie! To musiało być niezwykle wzruszające uczucie. I efekt Waszej miłości i pracy. W jakim wieku był syn gdy do Was trafił?
Miał 6 tygodni.
Maluszek. Myślałam, że najczęściej do rodzin trafiają dzieci kilkumiesięczne.
Kobieta ma prawo odwołać swoją decyzję o oddaniu dziecka do adopcji do 6 tygodnia życia dziecka. Nasz ośrodek stawał na rzęsach i robili wszystko aby adopcje przebiegały sprawnie, bo im szybciej dziecko ma uregulowaną sytuację i trafi do rodziny tym dla niego lepiej. Oni (pracownicy ośrodka) starają się też matkę dziecka namówić, wesprzeć, aby ona wróciła do niego bo często takie rozwiązanie jest bardziej korzystne od adopcji.
Czyli często po prostu brakuje wsparcia i stąd decyzja o oddaniu dziecka?
Tak. Z tego powodu Fundacja Rodzin Adopcyjnych pomaga nie tylko rodzinom adopcyjnym ale też matkom biologicznym. Dzieci oddawane są z wielu powodów, zostają zostawione nie tylko z szpitalu, ośrodku ale też czasem w oknie życia. Akurat tym ostatnim jestem przeciwna. Sam fakt oddania dziecka do okna życia nie sprawi, że cały proces rusza z automatu. Matkę i tak trzeba znaleźć, powinna ona oficjalnie zrzec się praw rodzicielskich. Prowadzone są więc poszukiwania które często są nieskuteczne co bardzo wydłuża proces adopcyjny, choć oczywiście nie przekreśla dzieciom drogi do znalezienia nowego domu.
Dziecko to nie jest rzecz a człowiek który ma swoje imię i nazwisko, rodzinę pochodzenia. Kiedy matka chcąca oddać dziecko przeszłaby przez ośrodek adopcyjny musiałaby skonfrontować się z sytuacją. Ktoś  jej wysłucha i może wyłapie problem który może wcale nie okaże się zbyt wielki aby go udźwignąć. Pomoże, zaproponuje rozwiązania, da wsparcie w decyzji.
To, co przechodzą matki oddając dziecko, niezależnie od motywacji, to ogromny dramat. Nie wierzę w to, że one nie pamiętają swoich dzieci. Jestem przekonana że każdego dnia płaczą za nimi. I mam takie postanowienie aby napisać dla nich modlitwę. Chciałabym aby ich dzieci modliły się za nie bo to one są pierwszymi z czwartego przykazania. 
Jak wspominasz pierwszą adopcję, poznanie syna?
Zbliżał się długi weekend majowy. Tego dnia kiedy zadzwonił telefon z ośrodka był u nas problem z prądem, w domu było ciemno. Męża nie było, był z Norwegii, ja miałam dolecieć do niego następnego dnia. I to właśnie tego dnia mieliśmy się stawić w ośrodku bo czekało na nas dziecko, mieliśmy poznać jego historię. Zmieniliśmy szybko nasze plany. Stawiliśmy się na piątkowej rozmowie po której w poniedziałek poznaliśmy Janka. To działo się ekspresowo co było niesamowite bo trwała majówka a sądy były niemal puste. Byliśmy chyba jednak na tyle zdeterminowani i przekonywujący, że Pani nasze dokumenty wzięła na szczyt kupki i w efekcie po czterech dniach od poznania syn był już z nami w domu. Była to wprawdzie na tym etapie jeszcze piecza tymczasowa, ale byliśmy już razem.
W czwartek, dzień przed zabraniem go do nas pojechaliśmy odwiedzić go z Hanią. Wzięła go na ręce i mogła nakarmić butelką. Gdy powiedzieliśmy jej, że musimy już wracać i przyjedziemy kolejnego dnia nie potrafiła tego zrozumieć. Płakała. Powiedziała „Jak to?! Mój brat ma zostać w szpitalu?”. Miała 3 lata a zareagowała w ten sposób. Taka mała i mądra dziewczynka. Dla niej było oczywiste, że skoro to jej brat to powinien być już przy nas. Nie zapomnę jak kolejnego dnia zapakowałam go do fotelika. Rozpierała mnie duma. Myślałam sobie „Ach, mam swojego synka!”. To była przeogromna radość.



Jak wygląda przygotowanie do adopcji?

Podczas takiego kursu do stajesz w mordę, kolokwialnie mówiąc. Ale to dobrze. Pary podczas przygotowania często przechodzą przeobrażenie albo odchodzą. Przede wszystkim musisz dojrzeć, że to nie dziecko jest dla Ciebie ale Ty dla dziecka. Owszem, Ty przychodzisz ze swoją historią, ze swoimi trudnościami i potrzebami. Jednak dziecko nie jest po to, aby te potrzeby zaspokoić czy Cię uleczyć. Kurs pokazuje, że swoją potrzebę bliskości należy zaspokoić inaczej aniżeli adoptując dziecko. 
Poza tym czy ktoś marzy o tym, aby się nie wysypiać? Nie. Czy ktoś pragnie aby mieć trzy razy mniej pieniędzy? Nie. Za macierzyństwem i ojcostwem nie idzie samo tulenie i radości ale też codzienność, wyzwania, małe i większe problemy. To wszystko trzeba dokładnie omówić aby uniknąć późniejszych rozczarowań i frustracji. 
Ciężko ich uniknąć, jesteśmy naładowani zewsząd wizją idealnego rodzicielstwa.
Z tego powodu przestałam czytać niektóre kobiece pisma i unikam takich treści. Najgorsze są rozmowy kreujące taką nierealną wizję macierzyństwa typu „odkąd jestem mamą moje życie nie uległo zmianie” czy ”Jestem w stanie sobie to tak zorganizować, że spełniam się w każdym obszarze życia”.
Nie znoszę tego powiedzenia, że wszystko jest kwestią organizacji. Dla kobiety w połogu czy na początku rodzicielskiej drogi coś takiego jest jak policzek. Sugeruje się jej, że skoro coś się nie udaje jest to jej wina, wina jej braku zorganizowania. Buduje to poczucie niekompetencji.
To nie wspiera. Przecież mamy prawo do tego aby nie dawać czasem rady. Nasze błędy nie są tożsame z porażkami, uczymy się na nich. Mamy prawo do zmęczenia, do frustracji.
Po Janku trafiła do Was córka. Jakie były Wasze początki?
Nina miała 10 tygodni. Trafiła do nas jako dziecko z zaburzeniami neurologicznymi. Wyglądało na to, że jej stan fizyczny jest bardzo trudny. Jednocześnie nic nie wychodziło wyraźnie w badaniach. Prawdopodobnie w ten sposób ona pokazywała swoją chorobę sierocą, tęskniła za rodzicami. Została zostawiona ale nie była nigdy nie chcianym dzieckiem.
Jak to się stało?
Była po prostu chcianym dzieckiem bardzo młodych rodziców za których niestety decyzję podjęli ich rodzice. Wiele więcej jednak nie wiemy. 
Czyli nie znasz rodziców biologicznych?
Teoretycznie jest gdzieś w papierach napisane jak oni się nazywają. Jednak nigdy ich nie szukałam, nie śledziłam ich losów, bo ludzka ciekawość w różne miejsca prowadzi. Zresztą ta ciekawość to za mało. Poznanie ich to prawo moich dzieci, nie moje.  Ja nie mam też takiej potrzeby.
A gdybyś miała okazję powiedzieć coś mamom biologicznym to co byś im powiedziała?
Z pewnością to, że jestem im niezwykle wdzięczna.
Czy szykując się na adopcję czułaś się przygotowana do trudności jakie ona za sobą niesie?
Szykując się do takiego macierzyństwa jesteś przygotowana na wszystko i na nic, zupełnie jak z własnym biologicznym dzieckiem. Nigdy nie wiesz przecież co Cię czeka. Ktoś może powiedzieć „byle tylko to dziecko adopcyjne było zdrowe”. Tymczasem gdy rodzisz też nie masz nigdy pewności, że będzie zdrowe. Może zachoruje poważnie tuż po urodzeniu? Nigdy nie wiesz co się może zdarzyć. Tu tak samo. Przed adopcją Niny siedzieliśmy w pokoju z dyrektor ośrodka, rehabilitantką, psychologiem, lekarzem i ordynatorem szpitala. Siedzieli naprzeciw nas i z pełnymi przejęcia twarzami opowiadali o stanie dziecka. Powiedzieli, że nie wiedzą co zrobić i jedyny pomysł jaki mają to dać jak najszybciej dziecko do rodziny.
Ukochać?

Dokładnie tak. I mieli dobrą intuicję. Nina trafiła do nas i do chusty. Drugiego dnia ciągłego tulenia nie miała żadnych niepokojących objawów które wcześniej występowały. Rok była noszona w chuście. Pomogło też to, że spała z nami. Była ciągła bliskość i to ona zdziałała cuda.
Czy jest coś co zmieniłabyś w procesie adopcyjnym?
Uważam, że nasz proces był trudny ale sprawnie i dobrze przeprowadzony. Jest jednak taka jedna rzecz którą można by było usprawnić. Dobrze by było wiedzieć więcej w podstawowych kwestiach związanych ze zdrowiem czy rozwojem, i mówię tu absolutnie o prostych sprawach jak zbieranie informacji o wzroście czy wadze rodziców dziecka. Bywa tak, że krążysz po specjalistach, szukasz długotrwale przyczyny tego czemu Twoje dziecko jest drobne i słabo przybiera, dlaczego powoli rośnie a tymczasem powód jest tak oczywisty. Świadomość tego, że dla danego dziecka coś jest normą bardzo by pomogło. My trosk i tak mamy sporo, po co jeszcze dokładać.
U naszego syna na przykład bardzo szybko zarosło ciemiączko. Gdybym wcześniej wiedziała że taka prawdopodobnie była specyfika jego biologicznej rodziny to  uniknęlibyśmy przechodzenia przez dodatkowe poradnie i wizyty u specjalistów. Po prostu przydałby się większy i bardziej szczegółowy wywiad przed adopcją i zebranie większej ilości informacji przez ośrodek, oczywiście o ile w danej sytuacji jest to możliwe. 
O czym należy pamiętać będąc rodzicem adopcyjnym?
Szczególnie przy adopcji dzieci malutkich istnieje wielka pokusa aby nie mówić dzieciom że są adoptowane. To wcześniej czy później i tak wyjdzie, a z czasem będzie coraz trudniej. Choćby przy wizytach u lekarzy podczas wywiadu lekarskiego odpowiadasz na wiele pytań dotyczących chorób w rodzinie. I co w tym momencie? Masz głowic się nad tym jak to ubrać w słowa? Lepiej uczciwie powiedzieć, że o czymś nie masz pojęcia. Bo jak tu wychować dziecko ucząc je, że prawda się liczy jednocześnie żyjąc z zakłamaniu? Jak relacja z dzieckiem miałaby dobrze funkcjonować gdy po latach rozleciałby się ten fundament? 


Coś zaskoczyło Cię w rodzicielstwie?
Chyba zmęczenie było pierwszą taką wyraźną rzeczą. Ale jak by się głębiej zastanowić to zdecydowanie zadziwiła mnie potęga więzi między rodzicem a dzieckiem.  Pamiętam taki dzień niedługo po porodzie. Leżałam w łóżku i schodziło ze mnie całe to napięcie i zmęczenie. Czułam, że zaczynam chorować. Byłam wyczerpana. Powiedziałam wtedy do tego dwutygodniowego dziecka „Haniu, nie mam siły, ja muszę odpocząć”. I co niezwykłe tego dnia spała pięknie przez większość dnia. Zupełnie jakby to zrozumiała.
Ale Ty sama też dałaś sobie przestrzeń na odpuszczenie i zmęczenie. Często jako mamy się naginamy, staramy się dawać więcej jak 100% w każdej naszej życiowej roli jednocześnie.
I to odpuszczenie bycia idealną to jedna z rzeczy jakiej uczę się od dzieci. Dziecko jest skoncentrowane na swoich potrzebach i na relacjach a my niestety żyjemy w świecie który skupia się na relacji człowieka z rzeczą a nie człowieka z człowiekiem - z innym czy z sobą samym. Właśnie z tego względu warto przestać skupiać się na tym aby dom był idealnie wysprzątany ale spędzić ten czas inaczej, choćby na odpoczynku dla siebie czy pielęgnowaniu więzi.
Jak byś opisała siebie jako mamę?
Bycie mamą to część mnie, nie da się tego odseparować od reszty. Czuję, że im jestem starsza tym jestem lepsza jako człowiek i nie jest to tylko kwestia doświadczeń jakie zdobywa się z wiekiem. Duży udział mają w tym właśnie moje dzieci. Nie jestem z natury cierpliwa ale pracuję nad tym. Dowiaduje się wielu rzeczy o sobie i swoich granicach. Stale się uczę i rozwijam.

Myślisz czasem o matkach które dały życie Waszym dzieciom?
Oczywiście. Nie powiem, że codziennie ale wracam do nich często myślami. Szczególnie w takie dni jak urodziny dzieci czy dzień mamy. Rozmawiamy też o nich z dziećmi. Staram się budować w nich szacunek do tych kobiet. I zawsze podkreślam im jak wyjątkowe jest to, że mają aż cztery mamy. To jest wielkie szczęście.
Cztery?
Tak. Mają mnie, mamę biologiczną, mamę chrzestną i Matkę Bożą.
Zawsze gdy któraś zawali to masz tę następną.





Powyższy wywiad  jest częścią projektu "Narodziny Matki" - rozmów o kobiecych emocjach podczas startu w macierzyństwo. 

Pomysł projektu, rozmowy i zdjęcia: Aleksandra Wilk-Przybysz

Chcesz wesprzeć projekt i przyczynić się do wydania książki "Narodziny Matki" ? Więcej informacji tutaj:
https://zrzutka.pl/88kaa7

#NarodzinyMatki #ProjektNarodzinyMatki
Chcesz wziąć udział w projekcie lub masz pytania, pisz: wilkprzybysz@gmail.com

You May Also Like

0 komentarze