Czy to jeszcze baby blues czy już depresja
poporodowa? Trudne emocje na starcie nie są niczym wstydliwym ani rzadkim.
Łatwo jednak w natłoku nowej codzienności zapomnieć o sobie i swoich
emocjonalnych i energetycznych zasobach. Zapraszam Was dziś do zapoznania się z
historią Kingi.
Opowiedz mi o swoim macierzyńskim starcie.
Jaki wyglądał poród?Planowałam dobry, spokojny i naturalny poród. Był 38 tydzień. Obudził mnie silny skurcz, pojawiło się krwawienie. Zamiast jechać do wybranego wcześniej szpitala pojechaliśmy po prostu do najbliższego, zostawiono mnie tam na obserwacje. Po południu zaczęłam rodzić. Tuż po porodzie gdy dostałam syna poczułam totalny szok. To już? I choć w ostatniej części porodu spanikowałam, nie wiedziałam co się dzieje to po chwili nie mogłam więc uwierzyć że już po wszystkim.
Tak obiektywnie
ten poród nie był szczególnie traumatyczny, był taki przeciętny, ale ja
chciałam pięknie, naturalnie i w ogóle och i ach, i miałam poczucie, że
pierwsza rzecz w macierzyństwie od razu mi nie wyszła tak jak powinna. Byłam
cały czas podłączona do KTG i kroplówki (nie wiem do dzisiaj, po co), rodziłam
na leżąco z nacięciem krocza. Zawiodłam się sama na sobie, że nie umiałam jakoś
bardziej dyskutować z personelem i walczyć o swoje prawa. Może mogłam mieć
lepszy poród? Może byłby łatwiejszy dla mnie i dla Piotrusia? Może gdybym
wywalczyła te słynne pozycje wertykalne, to nie miałby wylewu? Już wtedy, zaraz
po porodzie, zaczęłam się wkręcać w poczucie winy.
Myślałam, że
wyjdziemy dość szybko do domu. Po obchodzie pielęgniarka stwierdziła, że syn
jest taki… rozdygotany.
Co to znaczyło?
Mówiła, że jest zbyt roztrzęsiony, że za mocno macha rączkami. Zrobiono mu dodatkowe badania, wyszło odwodnienie i za niski cukier. Bilirubina też nie była na prawidłowym poziomie, wynik był zbyt wysoki. Podano mu kroplówkę, położono pod lampy i wdrożono dokarmianie sztucznym pokarmem.
Mówiła, że jest zbyt roztrzęsiony, że za mocno macha rączkami. Zrobiono mu dodatkowe badania, wyszło odwodnienie i za niski cukier. Bilirubina też nie była na prawidłowym poziomie, wynik był zbyt wysoki. Podano mu kroplówkę, położono pod lampy i wdrożono dokarmianie sztucznym pokarmem.
Przed porodem
naczytałam się o karmieniu piersią, o znaczeniu karmienia naturalnego dla dziecka.
Jednak gdy lekarz sugerował mi, ze musze dokarmić to poczułam, że nie mogę się
o to wykłócać bo chodzi o zdrowie dziecka. Bałam się.
Udało Ci się jednak docelowo zejść z
dokarmiania?
Po dwóch
tygodniach od porodu skontaktowaliśmy się z doradcą laktacyjnym i dość szybko
udało się przejść na wyłączne karmienie piersią. Od początku
jednak czułam się przytłoczona wszystkim.
Czym konkretnie?Chyba najbardziej odpowiedzialnością. Tym, że teraz ten mały człowiek jest ode mnie zależny.
Chcieliście mieć dziecko?
Bardzo, jednak
chyba nie do końca w danym momencie. Zaszłam w ciążę podczas ostatniego
semestru studiów i to oznaczało, że wszystko nam się przedłuży w czasie jeśli
chodzi o edukację. Teraz powtarzam rok. Wcześniej planowałam najpierw skończyć
studia a dopiero starać się o dziecko.
A gdy dowiedziałaś się, że jednak dziecko
pojawi się wcześniej niż planowałaś?
Poczułam bunt.
Nie chciałam tego teraz. Po czasie poczułam jednak radość, choć połączoną z obawami.
Poukładałaś sobie plan jak to będzie? Jak zorganizować
sobie życie z małym dzieckiem aby dokończyć studia?
Taki plan
dostałam od rodziców, zrobili go za mnie. Nie wyobrażali sobie, abym miała nie
skończyć studiów czy je przerwać, zawiesić. Może mogłam się na coś nie zgodzić
ale było mi głupio. Specjalnie brali urlop w pracy i dojeżdżali z Bydgoszczy do
Warszawy aby zostać z Piotrusiem bym ja mogła wyjść na uczelnię. Czułam się
więc zobowiązana aby chodzić na zajęcia.
To ogromne obciążenie i odpowiedzialność: dziecko,
prowadzenie domu, studia.
Pamiętam, że 1
października miałam spotkać się z promotorem mojej pracy licencjackiej.
Szczerze powiedziawszy miałam nadzieję, że zacznę rodzić przed tym dniem bo nie
czułam się gotowa na to spotkanie. Syn urodził się 1 października o 7 rano.
To faktycznie udało Ci się! Jednak mimo tej
jednorazowej sytuacji dość szybko wróciłaś do studiowania?
Dwa tygodnie po
porodzie pojawiłam się na pierwszych zajęciach.
Rety, jeszcze w połogu. To musiało być
bardzo trudne dla Ciebie i Twojego ciała. Jak się czułaś?
Wtedy jeszcze
cały czas byłam chyba w poporodowym szoku, więc nie pamiętam tego jako fizycznej
trudności. Było mi przykro, że muszę zostawić synka na tak długo. To był dodatkowo
czas największych trudności z karmieniem piersią, syn był jeszcze wtedy dokarmiany.
Byli tu jednak moi rodzice którzy się nim zajmowali.
Od razu rzucona byłaś w wir obowiązków
szkolnych, opiekę przejęli dziadkowie. Trudno było znaleźć przestrzeń na
budowanie relacji z nowonarodzonym dzieckiem gdy wokół jest było dużo ludzi a
Ty miałaś mnóstwo dodatkowych obowiązków?
Ja byłam w tym
wszystkim taka… z boku.
Miałam poczucie,
że nie umiem się nim zająć. Do tego dochodziły początkowe problemy z karmieniem
piersią. Ostatecznie z dokarmiania zeszłam ale na starcie miałam ogromne
uczucie porażki, że moje dziecko dostaje butelkę. Czułam też, że nie umiem go
dobrze ubrać, przewinąć. Wszyscy wszystko robili sprawniej i szybciej ode mnie.
Ta wprawa to kwestia praktyki i czasu. Nie
ma co oczekiwać od siebie, że od pierwszych dni będziemy robić wszystko świetnie
i ekspresowo.
Tak, ale to takie
błędne koło. Początkowo wszyscy mnie wyręczali a z czasem sama go oddawałam, bo
czułam, że inni wszystko zrobią coś lepiej i szybciej ode mnie. Ja zaczęłam
czuć się taka…
…jaka?
Pamiętam jak przed naszym spotkaniem wspominałaś,
że bywają takie dni, że masz ochotę zamknąć się w pokoju i płakać.
Teraz też mam
takie dni gdy łapie mnie taki totalny dół. Czuję, że wszystkiego jest za dużo.
Muszę ogarniać dziecko, wyjść na spacer, wymyślić kreatywne zabawy, znaleźć
czas aby leżał na brzuszku. Nosić, mówić do niego. Myśleć o tym jakie zabawki
będą prawidłowo stymulować jego rozwój. Zrobić zakupy, ogarnąć dom, ogarnąć
obiad. Do tego wszystkiego przygotować rzeczy na uczelnie. Mocno mnie to
przytłacza.
Czuję, że jest ogromny nacisk na rodziców
aby doktoryzowali się niemal w rozwoju dziecka. Zaczynamy maniakalnie wręcz
śledzić jakich to zajęć, aktywności czy gadżetów potrzebuje nasze dziecko aby
idealnie się rozwijać. Nawet zabawki są reklamowane jako edukacyjne. Sugeruje
się że skoro dziecko nie ma tej zabawki to coś mu zabieramy z tej „edukacji”.
To bardzo nie fair w stosunku do rodziców. I łatwo w tym wszystkim zapomnieć o
tym, że wystarczy nasza bliskość i uwaga.
To prawda. Ja
natomiast łapie się głównie na porównywaniu. Syn ma pół roku i nie pełza. Tymczasem ja czytam, że
inne dzieci w jego wieku pełzają i już zaczynam się stresować i obwiniać, że to
z pewnością kwestia mojego zaniedbania. Może leży na łóżku za dużo a za mało na
macie? Albo za dużo czasu w bujaczku? Momentalnie pojawiają się myśli co ja
zrobiłam źle. Czytam na grupach osiągnięcia innych dzieci i nie potrafię się
tym cieszyć tylko od razu dopatruje się tego, że coś zrobiłam źle i przez moje
niedopatrzenie nie daję synowi przestrzeni do dobrego rozwoju. Wyliczam sobie
nieustannie co powinnam robić a czego nie. Stałe porównywanie męczy. Czy do
innych dzieci, czy do siatek rozwoju. Czuję się w tym zagubiona.
Informacji jest zbyt wiele?
Wiesz, czytam te
wszystkie blogi, książki. I pojawia się informacja: kup matę piankową aby
zachęcić dziecko do aktywności, do ćwiczenia i leżenia na brzuszku bo to dobre
dla rozwoju motoryki. Dostał matę. Potem przeczytałam, że na te puzzle piankowe
trzeba uważać, bo zawierają toksyczny formamid. I już nie wiem – kłaść go na
tej macie czy go nie kłaść? Jest dla niego dobra czy toksyczna?
Łatwo jest się w tym zagubić, łatwo też mieć
poczucie, że co nie zrobisz to i tak będzie źle.
I ja dostaje już
kręćka. Nie jestem idealną mamą.
Nie da się być idealną, perfekcyjną mamą.
Nie znam ani jednej mamy, która by taka była. Pościg za idealnością może być
frustrujący, tym bardziej, że to ideał nie do osiągnięcia. Tymczasem warto być
wystarczająco dobrym rodzicem. Choć sztuka odpuszczenia nie na leży do
najłatwiejszych.
Mam sporo takich
dni kiedy jako mama czuje się dobrze, fajnie. Jednak bywają takie dni, gdy mam
dołek, dosyć wszystkiego. Większość dnia spędzam leżąc w łóżku.
Jakie masz wtedy myśli?
Czuję, że jestem
mu zupełnie niepotrzebna. Inni znają się na nim lepiej, lepiej niż ja się nim zajmują.
Czuję, że mogłabym wyskoczyć przez okno i byłoby lepiej dla wszystkich.
Czy rodzina próbowała Ci pomóc?
Początkowo, gdy
byli tu non stop przez dłuższy czas zwalaliśmy moje humory na baby blues.
Przecież tak bywa – przejdzie. Teraz gdy już wyjechali i nie mają ze mną do czynienia tak często nie
zauważają tego w takim stopniu.
Ale jest mąż, on jest każdego dnia.
Niby tak, jednak
te humory nie są moją stricte poporodową cechą. Już przed ciążą miewałam gorszę
dni, lęki czy ataki paniki. Chyba przyzwyczaił się do mojej huśtawki nastrojów.
Szukałaś procesjonalnej pomocy?
Byłam u
psychiatry. W pewnym momencie poczułam, że nie daje sobie rady. Pani
powiedziała, że dopóki karmię piersią nie może mi pomóc żadnymi lekami. Kazała
przyjść jak odstawię dziecko od piersi. Wiesz, to karmienie to jedna z
nielicznych rzeczy z jakich jestem dumna. Z tego, że zawalczyłam o to i że się
udało. Nie potrafiłabym i nie chciałabym z tego zrezygnować na tak początkowym etapie.
Wiem, że są opcje na pomoc farmakologiczną w moim stanie jednak nie czułam się
na siłach aby wykłócać się z lekarzem. Nie miałam też siły szukać dalszej
pomocy, szczególnie, że osoba do której trafiłam była polecana jako ta obeznana
w temacie karmienia piersią. Polecano ją a okazała się zupełnie niepomocna.
To co Ci pomaga gdy jest gorszy czas?
Przeważnie czekam
aż mi przejdzie.
Masz wsparcie?
Uciekam się do internetowego
wsparcia. Pomaga mi gdy przeczytam o tym że ktoś ma podobne problemy do moich.
Brakuje mi jednak bezpośredniego kontaktu z ludźmi.
Próbowałaś wyjść na jakieś zajęcia dla
rodziców z dziećmi aby poznać rodziny z okolicy?
Byłam na takich
spotkaniach, spotykam się z ludźmi na miejscu ale kontakt szybko się rozjeżdża,
nie potrafię go utrzymać poza spotkaniami. Cholernie mi z tym ciężko ale nie
potrafię chyba budować relacji.
Pojawiały się takie myśli, że żałujesz, że
zostałaś mamą?
Bywa tak nadal,
choć może ciut rzadziej niż wcześniej. Zdarza się też, że zastanawiam się jak
bardzo złą matką jestem. Myślę sobie wtedy, czy jak by ktoś mi go zabrał to czy
było by mi przykro czy nie? Zawsze dochodzę do wniosku, że jednak było by mi
przykro więc jeszcze nie jest ze mną aż tak źle.
To okropnie trudne emocje. Cieszę się, że
mówisz mi o tym otwarcie. Wiele kobiet czuje podobnie ale boją się przyznać do
tego nawet same przed sobą, a co dopiero mówić o tym innym. Uważam jednak, że
to ogromna odwaga i wielką wartość widzę w tym, że pokazujesz mi, ze takie
uczucia nie są niczym dziwnym. Pojawiają się u wielu z nas i nie powinny być nigdy
powodem do wstydu. Do mnie wraca to, że po pierwszym bardzo trudnym
emocjonalnie porodzie miałam takie ciężkie okresy gdy kumulowały mi się
negatywne emocje. Potrafiłam wtedy powiedzieć mężowi, że powinien znaleźć inną,
lepszą mamę dla naszej córki i najlepiej jak by zrobił to szybko aby nie
zdążyła mnie pamiętać. Dziś wiem, że byłam okropnie wymagająca względem samej
siebie i nie potrafiłam poradzić sobie z tym, że start w rodzicielstwo nie był
taki jak sobie planowałam. To było jak kula śniegowa, samo się napędzało. Teraz
w głowie mam takie zdanie, że za każdym razem kiedy myślisz o sobie jako o złej
matce zamień słowo „zła” na „zmęczona” i zadbaj o siebie.
Najtrudniejsze
dla mnie jest wkręcanie siebie w to, że zrobiłam dziecku krzywdę przez brak kompetencji
czy zaniedbanie. Przerasta mnie to. Przy porodzie miał drobny wylew. Lekarka zwróciła
uwagę na to, że kruchość naczyń krwionośnych mogła być powiązana z moimi wahaniami
cukru. To był dla mnie koszmar, nie potrafiłam przestać myśleć o tym, że nie trzymałam
diety cukrzycowej i tym samym naraziłam dziecko. Biczowałam się za każde moje
niedopatrzenie. Nieustannie myślę, że coś mogłam zrobić lepiej, inaczej. Łatwo
się w tym zakręcić.
Czego najbardziej Ci brakuje?
Czego najbardziej Ci brakuje?
Chyba tego aby
ktoś podszedł i powiedział: Spokojnie, robisz to dobrze.
Brakuje mi też osoby
której mogłabym zaufać. Osoby która poza wsparciem miała by merytoryczną i
przede wszystkim aktualną wiedzą dotyczącą dzieci. Tu nie mogłam zaufać nawet
położnej środowiskowej. Podczas wizyty powiedziała mi, że jak nie będę
wystarczająco jeść to będę miała chudy pokarm. Jak słyszę takie głupoty to
przestaje z miejsca ufać w jakichkolwiek innych kwestiach. A brakuje mi
oparcia.
A gdy mówisz najbliższym o swoich obawach
to co słyszysz?
Zwykle mówią mi,
że przesadzam. Sugerują, że nie powinnam się wszystkim przejmować. Ale ja nie
potrafię się nie przejmować. Uważam, że te rzeczy na których się skupiam są
ważne. Brakuje mi tego zrozumienia. Wolałabym usłyszeć „rozumiem, że się
martwisz”. Nie oczekuję i nie chcę aby ktoś martwił się tak mocno jak ja.
Wolałabym jednak otrzymać wsparcie i zrozumienie a nie krytykę która nic
dobrego nie wnosi.
Starasz się słuchać swojej intuicji?
Zupełnie staram
się nie słuchać tego głosu, nie ufam sobie. Stąd moja potrzeba stosowania się
do wszelkich zaleceń, odnoszenia się do tabeli i siatek rozwoju. To daje mi
poczucie bezpieczeństwa ale jednocześnie wiem, ze powoduje stały stres.
Jak opisałabyś swoją codzienność?
Czuję się
zmęczona i bardzo samotna. Mąż teraz też wrócił na uczelnie. W tygodniu pracuje
więc siłą rzeczy jestem sama z synkiem. Do tego jednak co drugi weekend podczas
jego zjazdów zostaje z nim sama. To dla mnie bardzo trudne i nie potrafię
znaleźć czegoś co by mi w tym pomogło.
Początkowo nawet
spacery które niby miały być chwilą oddechu dla mnie były ogromnym wyzwaniem.
Najpierw ubierałam siebie aby dziecko się nie pociło, potem ubierałam jego. Wychodziliśmy
z klatki a on w ryk. Byłam spocona, zmęczona i wściekła. Nie mogłam ruszyć się
nawet na metr z domu. Wracałam. Nie chciałam iść na spacer z płaczącym
dzieckiem. Ludzie by się patrzyli a ja czułabym się przegrana. Dziecku w
stresie rośnie też poziom kortyzolu. Od razu nakręcałam się negatywnie.
Do tego dobijało
mnie to, co czytałam na jednej grupie mam. Dziewczyny wrzucały codziennie swoje
uśmiechnięte zdjęcia ze spacerków z dziećmi. A ja? Czułam, że nie daję
rodzicielsko rady. Ciągle dusze dziecko w mieszkaniu bez świeżego powietrza.
Niestety Internet potrafi pomóc ale
potrafi też wzbudzić w nas ogromne wyrzuty sumienia czy podkopać naszą wartość.
Nie zapomnę jak
jedna dziewczyna wrzuciła post z tekstem „Hej! Co robicie jak Wasze dzieci
śpią? Bo ja już posprzątałam całe mieszkanie, wszystko ogarnęłam i się nudzę”.
Czułam się jak bym dostała policzek. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Co jest
nie tak z moim dzieckiem i co jest nie tak ze mną, że niczego nie potrafię
ogarnąć, nawet nie mówię o chwili odpoczynku? Nie wyrabiam się z natłokiem codziennych
obowiązków, nie potrafię nawet odłożyć dziecka i sprzątnąć jednego
pomieszczenia a ona ogarnęła cały dom i się nudzi…
I takie sytuacje powodowały twoje wyrzuty
sumienia?
Też, jednak
najmocniej mam do siebie żal za sytuacje gdy czułam złość w stosunku do
dziecka. Na przykład przy wspomnianych wcześniej próbach spaceru. Gdy
sfrustrowana i wściekła wracałam z krzyczącym dzieckiem do domu sama miałam
ochotę krzyczeć. I czasem krzyczałam. Zaczęłam przeklinać, wyzywać go. Byłam
wściekła o to, że nic mi nie wychodzi. Czemu inne dzieci śpią na spacerkach a Ty
nie możesz?! Był wtedy malusi. Po kilku minutach zaczynałam ryczeć, że jak ja
mogłam do takiego malutkiego dziecka mówić tak okropne słowa.
Były też momenty
gdy on leżał i płakał, nie potrafiłam go nijak uspokoić. Z tej całej
bezsilności nie wiem co się ze mną działo ale stałam obok i mówiłam „A leż
sobie, dobrze ci tak! Nie chcesz współpracować to sobie rycz”. I znów po
sekundzie wściekłość na siebie i myśl „Jezu, co ja robię?”. Dlaczego czuje tak
okrutne rzeczy w stosunku do maluszka, bezbronnego, niewinnego.
Co
czujesz gdy teraz patrzysz na syna?
Przede wszystkim
często jestem zdumiona tym jak działają dzieci. Zadziwia mnie, że to była taka
mała kropeczka w moim brzuchu, potem rosła, rosła i wyszła, i jest takim
idealnym miniaturowym człowieczkiem. Jeżeli synek jest spokojny, to rzadko
czuję wobec niego negatywne emocje, raczej często zachwyt, rozczulenie. Czasem
obojętność. Czasem irytację, że nie mogę robić tego, co chcę, tylko muszę z nim
siedzieć. Ale większość negatywnych emocji mam wobec siebie, nie wobec niego.
Jak widzisz siebie jako mamę i jaką
chciałabyś być?
Widzę siebie jako
kiepską matkę, przede wszystkim dlatego, że dziecko uczy się funkcjonowania w
świecie patrząc na rodzica. A czego mój syn może nauczyć się ode mnie? Żeby
wściekać się o byle bzdury, żeby nakręcać się w strachu o każdy drobiazg, żeby
ciągle narzekać, mieć syf w domu i godzinami przewijać Facebooka? Jak mam mu
pomóc przeżywać jego emocje, skoro tak bardzo nie radzę sobie z własnymi?
Chciałabym być spokojną mamą, żeby nie przenieść na Piotrusia moich lęków. Chciałabym
mieć świadomość, że robię wszystko na 100% swoich możliwości, nie marnować
czasu na bzdury. Chciałabym jako mama dawać swoim dzieciom dobry przykład.
Gdybyś spotkała mamę taką jak Ty, z
podobnymi problemami, co chciałabyś jej powiedzieć?
Powyższy wywiad jest częścią projektu "Narodziny Matki" - rozmów o kobiecych emocjach podczas startu w macierzyństwo.
Pomysł projektu, rozmowy i zdjęcia: Aleksandra Wilk-Przybysz
Więcej o projekcie: https://wilkprzybysz.blogspot.com/2019/02/narodziny-matki-o-projekcie.html
Pozostałe historie: https://wilkprzybysz.blogspot.com/search/label/Narodziny%20Matki
Chcesz wesprzeć projekt i przyczynić się do wydania książki "Narodziny Matki" ? Więcej informacji tutaj:
https://zrzutka.pl/88kaa7
NarodzinyMatki #ProjektNarodzinyMatki
Chcesz wziąć udział w projekcie lub masz pytania, pisz: wilkprzybysz@gmail.com