[Narodziny Matki] Cz. 13 - Historia Natalii

by - maja 12, 2019


Do tej historii nawet trudno mi zrobić jakikolwiek wstęp. Umocniła mnie ona w przekonaniu, że jako kobiety i jako matki mamy w sobie więcej siły niż same byśmy się po sobie spodziewały i z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji jesteśmy w stanie wyjść zwycięsko.



Gdy czytałam Twoje wywiady poczułam, że sama chce opowiedzieć o sobie. Nigdy nie zamknęłam jakiegoś etapu, nie miałam kiedy po prostu się wygadać. Gdy rozmawiałam o tym z mamą czy z siostrami wiecznie byłam pouczana. Czułam, że nie mogę do końca otworzyć serca, wyrzucić z siebie tych emocji. Nigdy z nikim nie rozmawiałam o tym co przeżywałam będąc w ciąży czy w szpitalu. Wszystkie te rozmowy dotychczas były takie powierzchowne – kawka i bieżące sprawy. Nawet gdy zaczęłam szukać pomocy, miałam stwierdzoną depresję i zaczęłam brać leki mama była wściekła na mnie.
Dlaczego?
Bo ona nas miała troje a sama musiała mierzyć się z trudem codzienności i wychowania. Dawała sobie radę. A ja? Marudzę, narzekam. Ale przecież nie o to chodzi, że ja się poddaje. Ja po prostu chwilami tracę siły. Wiele rzeczy czuję, że muszę, że powinnam. Mój dzień jest podporządkowany pod dzieci i doskonale wypracowałam sobie codzienną rutynę. Jest mi ciężko, ale robię to wszystko aby nikt nigdy nie zarzucił mi, że ja się nie nadaję na matkę.
Usłyszałaś kiedyś coś takiego?
Nie. Czuję jednak, że ludzie chcieliby mi to powiedzieć, ale nie chcą mnie urazić. Bywa tak, że ktoś powie mi, że świetnie ogarniam rzeczywistość. Ktoś inny powie, że jest ze mnie dumny. Jednak są to osoby które spotykam gdzieś obok a nie Ci mi najbliżsi.


Jak to wszystko się zaczęło? Cała Twoja macierzyńska historia?
Pracując obracałam się w kręgach medialnych a jako że pochodziłam z biedniejszego domu to szybko zachłysnęłam się Warszawą. Z mojej pracy były dobre pieniądze ale wydawałam je na bieżąco. Żyłam na wyższym poziomie niż ten który dotychczas znałam. Szybko się zagubiłam.
Byłam młodą dziewczyną ale bardzo dojrzale myślałam o rodzinie, o ustatkowaniu. Tego brakowało mi w moim prywatnym życiu i bardzo chciałam to stworzyć. Gdy poznałam tatę Nikodema poczułam się bardzo zaopiekowana. To była wielka, szalona miłość. Znalazłam w nim to czego potrzebowałam, coś czego od dawna szukałam. Łatwo więc było szybko podjąć decyzję o tym aby rzucić całe swoje dotychczasowe życie w Warszawie i przeprowadzić się do Wrocławia. Czuliśmy, że chcemy być razem na zawsze. Gdy doszliśmy do decyzji o dziecku dość szybko zaszłam w ciążę.
Jak wspominasz ten okres?
Była to bardzo trudna ciąża. Od 9 tygodnia pojawiły się problemy – osłabienia, wymioty, omdlenia. Od 20 tygodnia byłam niemal już cały czas w szpitalu. Ciąża była zagrożona i podtrzymywana.  Prawie cały ten czas przeleżałam w szpitalu, byłam tylko na krótkich przepustkach.

To musiał być szok, z intensywnego życia nagle taka zmiana…
Wiesz, zawsze sobie wyobrażałam jak to będzie gdy będę oczekiwać dziecka. Obrazowałam sobie to niemal jak bajkę. Okazało się, że jest zupełnie inaczej, cały czas źle się czułam.
To był jeszcze czas gdy stosowano fenoterol do podtrzymania ciąży, teraz jest on już zakazany. Musiałam brać leki nasercowe – miałam silną arytmię. Gdy wstawałam nie byłam w stanie samodzielnie utrzymać się na nogach. Czułam się jak zwłoki. Do tego aby nie wywoływać skurczów miałyśmy na oddziale zakaz dotykania się po brzuchu. Nie pamiętam więc z czasów ciąży tego, żebym go głaskała i tym dotykiem zaczynała budować więź z dzieckiem. 
Starałaś się znaleźć jakąś metodę aby te więź nawiązać?
Codziennie, kilka razy dziennie czytałam na głos bajki. Z koleżanką z sali czytałyśmy nawet te bajki na głosy aby być bliżej z tymi naszymi dziećmi. 
Myślałam, że jak syn się urodzi to wszystko w końcu będzie łatwiejsze. Liczyłam na to, że w końcu będziemy blisko, wszystko zacznie się dobrze układać a my będziemy mogli cieszyć się sobą. Nie zapomnę tego, jak na oddziale położniczym zderzyłam się z rzeczywistością. On tak leżał w tym łóżeczku a mi brakowało tego mojego ciążowego brzucha.
A ten mały człowiek który był w tym łóżeczku obok?
Jakoś tak nie pasował, wydawał mi się obcy.
Nie miałam tego uczucia o którym słyszałam od innych – że nie mogą spać bo są w takiej euforii. Ja siedziałam, patrzyłam na niego, robiłam mu zdjęcia ale go nie dotykałam. Nie poczułam od razu jedności z dzieckiem. Trochę mi zajęło zanim to poczułam.




Może zszedł z Ciebie stres tych miesięcy? 

Myślę, że tak. Cały ten początek macierzyństwa wspominam jako niezwykle trudny. Pamiętam, że bardzo chciałam karmić piersią. Nie miałam jednak w otoczeniu nikogo kto by karmił. Nie miałam wsparcia ani wyobrażenia o tym jak wygląda taka codzienność z dzieckiem. Bardzo uderzyło mnie to, że gdy przystawiłam dziecko do piersi to nie podobało mi się to, ten dyskomfort. Nie czułam się dobrze przygotowana.
Czułaś o to żal?
Do siebie. Przecież miałam tyle miesięcy na to aby odpowiednio się przygotować – leżałam w szpitalnym łóżku i miałam ogrom czasu na czytanie artykułów, poradników. Mogłam szukać informacji na ten temat a tego nie robiłam.

Ale przecież miałaś na głowie zupełnie co innego, obawę o to czy Twoje dziecko będzie żyć, czy będzie zdrowe. 
Gdyby była pomoc psychologiczna na oddziale dla kobiet myślę, że ten nasz start byłby zupełnie inny. Nikt z nami nie rozmawiał. Byłyśmy we wszystkim zagubione. Jedynie raz na dwa tygodnie pan doktor zapraszał nas do swojego gabinetu. Ustawiałyśmy się w kolejkę i robił nam na USG portrety dzieci. Miałyśmy nimi obwieszone całe szafki.
Piękny gest. Myślę, że to była taka namiastka wsparcia – robił to co potrafił. Jednak w sytuacji jaką jest stały lęk o dziecko kobieta powinna mieć też dostęp do psychologa, specjalisty.
Bez wątpienia. Na tym oddziale miałyśmy styczność w wielkimi tragediami. Dziewczyny rodziły dzieci ważące 400-500 gram. Nie wszystkie wcześniaki przeżywały. Dużo mówi się o cudzie odratowania tych dzieci, w mediach znajdziesz piękne i wzruszające historie dzieci ocalonych… Tu jednak te dzieci głównie odchodziły.

A Ty cały czas byłaś pośród tego wszystkiego.

I nieustannie myślałam kto będzie następny. Której z nas teraz się to przydarzy? Nikt nas nie przygotowywał na te emocje. Wydawano nam tylko komendy przed głośnik z dyżurki. Dziś może i opowiadam to płacząc ale jest mi już łatwiej. Wtedy każdy dzień był bardzo trudny, a ja byłam tam sama. Moja rodzina była wiele kilometrów ode mnie a ja byłam zdana na mojego partnera który ciężko pracował, nie mógł też być przy mnie non stop. Wiem, jak było mu z tym ciężko. Nie zapomnę jak w niedziele przychodził w odwiedziny, brał domowe ściereczki, naczynia i sztućce. Gotował domowy obiad i serwował mi go przed szpitalem na przykład na trawie jak na pikniku. Próbował wprowadzić trochę normalności do mojego życia. 
A jednak coś się stało, że ten związek nie przetrwał…
Pewnego dnia powiedział, że on mnie chyba jednak nie kocha i chce być sam. Nie potrafiłam się pozbierać. Tworzyliśmy piękny związek mężczyzny i kobiety. Nie dotarliśmy się jednak jako rodzina.
Okrutnie trudny macierzyński start, ledwo wyszłaś z jednych stresów a weszłaś w kolejne.
Nawet nie zdążyłam wyjść. Mam wrażenie, że cały ten czas był jednym wielkim pasmem nerwów. Nowe miasto, trudna ciąża, niełatwe początki. Zaraz potem rozpad związku i podejrzenie białaczki u syna gdy miał zaledwie 11 miesięcy. Za dużo na jedną osobę. Byłam z tym sama. Do tego zostałam bez pieniędzy bo nie miałam pracy. Do tej pory żyliśmy na fajnym poziomie a nagle zostało nam to odebrane. I nie chodzi tu nawet o to, że odebrane mi, ale odebrane dziecku. Był taki moment, że leżałam z synem w szpitalu i nie miałam nawet dla niego pieluch. Było mi wstyd prosić o pomoc znajomych ale w końcu to zrobiłam. Efektem tego było to, że były partner przyszedł późnym wieczorem do szpitala i bez słowa w moim kierunku rzucił paczkę pieluch przez drzwi. 
Wyszliśmy ze szpitala  na przepustkę dzień przed wigilią. Wróciłam z synkiem do naszego wynajmowanego mieszkania i dowiedziałam się, że na 28 grudnia zamówił wóz przeprowadzony który wywiezie mnie z powrotem do rodzinnego miasta. 
Wigilię spędziłam sama z dzieckiem w domu nie mając pieniędzy. W sklepie na dole kupiłam za grosze gotowy mix do pierniczków. Piekłam z małym ciasteczka i układałam te koraliki. Chciałam abyśmy mieli choć namiastkę pierwszych wspólnych Świąt. 



To musiało być dla Ciebie bardzo bolesne i trudne, a w perspektywie miałaś jeszcze nagłą przeprowadzkę.
Kilka dni później z synem, naładowanymi pudłami i łóżeczkiem zapakowałam się do samochodu. Siedziałam tak obładowana tym wszystkim i czułam się jak jedna z tych rzeczy. Wyrzucona. Wyłam jak bóbr bo wiedziałam, że nie mam gdzie wracać.

A dom rodzinny?
Rodzice stracili mieszkanie, dostali w zamian pokój socjalny z łazienką na korytarzu. Mieszkaliśmy tam w piątkę. Ja z synem, rodzicami i siostrą. Wraz z siostrą wymieniałyśmy się w spaniu na podłodze aby na zmianę jedna z nas mogła wyspać się na łóżku.
Mając 16 lat zaczęłam pracować aby później móc uciec do innego życia. A teraz? Wróciłam tam z dzieckiem. Płakałam na myśl o tym, że daję własnemu dziecku ten sam ból, strach i niepewność którą wiodłam tyle lat. Nie mogłam się z tym pogodzić. A najbardziej nie mogłam zrozumieć dlaczego partner zrobił mi to po tych wszystkich trudach, po tej wywalczonej ciąży. Zamiast nagrody dostałam piekło. Obraziłam się wtedy i na Boga i na wszystkich. 
Próbowałaś ułożyć sobie życie na nowo?
Nie było na to czasu. Po kilku dniach musiałam wrócić z synem do szpitala do Wrocławia. Jechaliśmy pociągiem z garstką bagażu. Czułam, że nie chce wracać do domu i tego miasta. Jeszcze nie teraz. Próbowałam ułożyć sobie rodzicielskie życie tam, na miejscu. W zamian za pomoc przy sprzątaniu dostałam pokój dla siebie i syna przy nowopowstałym wrocławskim żłobku. W dzień chodziłam do pracy, w nocy sprzątałam. Syn miał mieć tam opiekę. Pewnego dnia wróciłam wcześniej. Ten dom w którym znajdował się żłobek miał wielkie okna. Widziałam jak opiekunka kładzie dzieci. One płakały, krzyczały a ona po prostu wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Dzieci usypiały płacząc. Tego samego dnia zabrałam syna i spakowałam nasze rzeczy. Nie wiedziałam co zrobić i dokąd iść. Usiadłam na krawężniku i po prostu zaczęłam płakać.
To wszystko brzmi okropnie wykańczająco. Kolejna sytuacja i kolejne osoby które Cię zawiodły.
I najgorszy w tym wszystkim ciągły strach. Czy wystarczy nam na jedzenie? Co dalej?
Wynajęłam 14 metrowe mieszkanie. Na tyle było nas stać przy mojej pracy. Gdy rozkładałam leżankę mogłam zmywać klęcząc na niej. Ale wiesz co? W końcu byłam „na swoim”. Może to mieszkanko było malutkie, ale nie byłam od nikogo zależna. Czułam, że jesteśmy bezpieczni. Po jakimś czasie zdecydowałam się wrócić do rodzinnego miasta, powoli starałam się poukładać sobie tam wszystko od początku.

W Twojej codzienności mało było wtedy czasu na radość z macierzyństwa. Mało przestrzeni na to aby zatrzymać się na chwilę, odnaleźć radość w tym zabieganiu i stresie. I bez tego bagażu doświadczeń jakie miałaś mamom często łatwo zapomnieć też o sobie samych. Jak sobie radziłaś? Pamiętałaś o swoich potrzebach?
Przynajmniej próbowałam. Staram się to pielęgnować, lubię być atrakcyjna sama dla siebie – psychicznie i fizycznie. Nie zawsze jednak jest na to czas bo bywa tak, że dla siebie mam nie całe 5 minut. Z czasem było odrobinę łatwiej, zaczęłam też nawiązywać z mężczyznami, jednak to wyglądało zupełnie inaczej niż za czasów przed dzieckiem. Bałam się zaufać, obawiałam się tego jaka dana osoba będzie w stosunku do mojego dziecka. Mężczyzna musi patrzeć na nas jako na jedność – nie jestem już tylko kobietą ale właśnie też matką.
Co było w tym najtrudniejsze?
Wiecznie zastanawiałam się, czy powinnam mówić od razu, że jestem mamą? A może zostawić tę wiadomość na później? Mężczyźni tego się boją.
Dlaczego?
Mogą pomyśleć, że szukam dziecku tatusia albo sobie kogoś kto nas utrzyma. Ale ja byłam w stanie na nas zarobić, żyliśmy skromnie ale godnie. Spełniałam się jako mama i zawodowo. A mój syn? On ma ojca. A ja po prostu po ludzku czułam potrzebę aby mieć kogoś dla siebie. Tymczasem często na starcie jestem oceniana jako ta która chce kogoś wykorzystać.
To niesprawiedliwe, że w ten sposób ocenia się innych. Odbierając prawo do budowania szczęścia lub wpasowując w stereotypy.
Z tym jest ogromny problem. Nie zapomnę gdy na jedną z rozpraw przyszłam w sukience, umalowana. Sprawia mi przyjemność gdy jestem zadbana, to chyba normalne że lepiej czuje się taka niż w brudnym i wyciągniętym dresie. Podczas procesu  mecenas która reprezentuje ojca młodszego syna powiedziała „Wysoki sądzie, ta kobieta wygląda jak taka która lubi umawiać się z mężczyznami”, sugerując, że skoro tak wyglądam to zapewne jestem rozwiązła. Okrutne jest to, że kiedy kobieta zakłada sprawę o ustalenie ojcostwa czy alimenty sugeruje się jej „Proszę ubrać się skromnie, najlepiej się nie malować, niech pani wygląda na strapioną i w potrzebie”. Tymczasem ja przychodzę tam jako zaradna i zadbana kobieta, z podniesioną głową. Chcę pokazać, że staram się i robię wszystko dla moich dzieci. Mimo trudu podnoszę się i codziennie walczę. To się niektórym nie podoba.
Przecież Ty nie idziesz żebrać o pomoc tylko egzekwować coś, co należy się Twojemu dziecku!
Dokładnie. Nie chcę być cierpiętnicą i źle wyglądać, bo inaczej moje dziecko niczego nie dostanie. Nie ma we mnie zgody na takie podejście. Ale ten medal ma dwie strony.

To znaczy?
Nikt nie podejdzie i nie zaproponuje Ci pomocy. Może i jesteś mamą w ciężkiej sytuacji ale z zewnątrz dobrze wyglądasz więc na pewno sobie świetnie radzisz. Nikt nie patrzy do twojego wnętrza. Ocenia się po okładce. Piękny uśmiech, schludny ubiór, świeża fryzura czy korzystne zdjęcie w Internecie.

Kilka miesięcy temu dołączył do Was Kajtek, drugi syn. Jego pojawienie się było dla Ciebie zaskoczeniem?
Dwa lata temu miałam ogromne problemy ze zdrowiem. Trafiłam na miesięczną rehabilitacje. Tam poznałam ojca Kajtka. To był krótki i intensywny związek. Nie planowałam dziecka, byłam na antykoncepcji. Próbowaliśmy coś razem zbudować ale nam nie wyszło.
Jego matka gdy tylko dowiedziała się o mojej ciąży próbowała zrobić wszystko aby zniszczyć mi życie. Namawiała mnie do aborcji a gdy się na nią nie zgodziłam zaczęła wydzwaniać, wyzywać, wypisywać SMS’y, nasyłać ludzi pod nasze mieszkanie, grozić śmiercią. Zgłosiłam to do prokuratury, została zatrzymana.
Kolejne pasmo nerwów i strachu, tym razem nie tylko o siebie samą. Jaka była ta ciąża?
Byłam permanentnie przerażona. Nie potrafiłam zaakceptować tej ciąży skoro nikt wokół jej nie akceptował, a gdzie tu mówić o radości. Bałam się, że nie pokocham syna. I do tego jak ja mam nauczyć go miłości samemu tej miłości nie doświadczając? Wszystko widziałam w czarnych barwach.
Dzieliłaś się wieścią o ciąży z innymi?
Bałam się do czwartego miesiąca powiedzieć nawet rodzicom. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie oceniał czy mówił o braku odpowiedzialności.

Przecież jako samodzielna matka masz prawo do uczuć, do chęci bycia z kimś.
Tak, ale i tak znajdzie się ktoś kto powie „puściła się”, ktoś kto oceni bez wgłębiania się w twoją historię.
Jak wyglądało Twoje powitanie z drugim synem?

Poród postępował szybko, siostra nie zdążyła dojechać. Jeden z lekarzy chodził ze mną do korytarzu, słuchaliśmy muzyki. Bardzo mnie wspierał. Na kolejnych skurczach nawiązywałam tę pierwszą więź z synem. Po raz pierwszy powiedziałam coś do brzucha. Tańczyłam, śpiewałam. Dwie położne masowały mi plecy, pomagały. Wprowadziłam się w magiczny i dobry nastrój.

Zbliżał się koniec porodu. Chciałam skorzystać z toalety. Akurat do sali wszedł inny lekarz. Powiedział, że mam nie marnotrawić skurczy na wycieczki do toalety i powiedział „jak chce ci się srać to sraj w pieluchę”. Ta okrutna wulgarność i brak szacunku zupełnie wybiła mnie z tego rytmu i spokoju który po tylu miesiącach udało mi się osiągnąć. Wpadłam w histerię, nie mogłam się uspokoić, nie mogłam złapać oddechu. Dobrze, że przyjechała przyjaciółka, pomogła mi się wyciszyć i wspierała do samego końca.

Gdy rozmawiałyśmy przed naszym spotkaniem wspomniałaś mi, że nadal uczysz się kochać syna. 
Budowanie relacji to długi proces. Wraz z taką codzienną pielęgnacją i dotykiem przychodziła początkowo troska a potem potrzeba przytulenia. Z czasem zaczęłam do niego mówić, tłumaczyć dlaczego nie mówiłam do niego gdy był w brzuszku. Czuję, że sobie to wytłumaczyliśmy. Teraz jest dobrze.
Czego brakuje Ci w takiej zwykłej codzienności?
Ciepłego obiadu, 4 godzin snu ciągiem i rozmowy z kimś dorosłym. Niby nic wyjątkowego.
Zycie napisało Ci niezły scenariusz.

Kiedyś powiedziałam, że do 30stki chciałabym mieć dwójkę dzieci. No i mam, choć ten scenariusz który mi napisano był daleki od tego co sobie zaplanowałam. Nigdy nie zapomnę jednej rzeczy jaką powiedział mi tata Nikodema gdy przyjechał po moim drugim porodzie. Powiedział „Życie tak Cię doświadcza ale to nie znaczy, że jesteś zła. Jesteś wspaniałą mamą. Widocznie tak ma być, że masz rodzić wspaniałe i piękne dzieci bo nikt inny ich tak mocno nie pokocha jak Ty”.
A Ty jak uważasz?


Czasem zastanawiam się, czy to nie po to zostałam drugi raz mamą aby mocniej doceniać to co mam. Może też po to aby pewne rzeczy zrobić na nowo i uwierzyć w to, że jestem kompetentna lub po prostu abym uświadomiła sobie, że najważniejsze i najpiękniejsze co mam w życiu to moje dzieci i miłość do nich.



Powyższy wywiad  jest częścią projektu "Narodziny Matki" - rozmów o kobiecych emocjach podczas startu w macierzyństwo. 
Pomysł projektu, rozmowy i zdjęcia: Aleksandra Wilk-Przybysz









Chcesz wesprzeć projekt i przyczynić się do wydania książki "Narodziny Matki" ? Więcej informacji tutaj:


#NarodzinyMatki #ProjektNarodzinyMatki
Chcesz wziąć udział w projekcie lub masz pytania, pisz: wilkprzybysz@gmail.com


You May Also Like

2 komentarze

  1. Trudna, a zarazem piękna i wzruszająca historia. Trzymam kciuki za Natalię o codziennie dużo sil i Miłości

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę zaświadczyć o tym, co rzucający zaklęcie zrobił dla mnie i mojego mężulka. Jesteśmy małżeństwem od 2007 r. Bez oznak ciąży lub poczęcia. Wyszedłem wtedy z kontroli urodzeń i nie miałem okresu. Mój żyroskop dał mi progesteron do skoku - rozpocznij okres i tak się stało, ale nie miałem kolejnego. zrobiliśmy kolejną rundę progesteronu, a następnie 100 mg clomidu przez 5 miesięcy, przestrzegaliśmy wszystkich zaleceń lekarzy, ale bezskutecznie. Kupowałem test ciążowy zestawów owulacyjnych I wreszcie dostałem 3 testy, kiedy ja owulowałem! Od tego czasu próbujemy od lat! Cóż, byłem bardzo zdezorientowany, ponieważ nadal biorę test ept I wszyscy okazują się negatywni! Naprawdę chcę dziewczynkę, podczas gdy mój mężulek chce chłopca LOLL! Myślę, że może po prostu próbujemy za bardzo, co mogę ci powiedzieć, że minęło już wiele lat i wciąż nie mam czasu, żeby nikomu pomóc, ponieważ każde ciało wokół nas było już na skraju utraty ich wiara w nas.no miała biec do jednego wiernego dnia, kiedy czytałem czasopismo i natknąłem się na stronę, gdzie znalazłem temat lub nagłówek {A SPELL CASTER}, który może uzdrowić kogoś z HIV i AIDS, przywieźć swój EX , powiększ swoją PIERSIĘ, pomóż zdobyć LOTERIĘ VISA, stracić MASĘ, a nawet zdobyć sześć PAKIETÓW I spłaszczyć BELLY, spróbowałem i zanim nie mogłem tego zrobić, Kapłan Salami uratuje mnie przed moim problemem, rzucając zaklęcie dla mnie i powiedział mi, żebym się kochał z moim mężulkiem, potem dziewięć miesięcy po zaklęciu i kochaniu się z mężem dostarczyłem bliźniak CHŁOPIEC I DZIEWCZYNA. To czarodziejskie nazwisko rzuca kapłana Salami, tak wielu ludzi jest świadkami jego wspaniałej pracy .. Jest miły, skontaktuj się z nim na purenaturalhealer@gmail.com WHATSAPP +2348105150446, jeśli masz jakieś kłopoty Dzięki tak bardzo !!

    OdpowiedzUsuń